34 stopnie, w słońcu termometr wskazuje jakieś 40 albo milion. Żar leje się z nieba. Chcę uciec. Gdziekolwiek, a najlepiej… do ładnego domku z ładnym krajobrazem i ładnym basenem. Przecież byłoby tak pięknie obudzić się w przestrzennej sypialni z widokiem na jakieś wybrzeże. Zaparzyć espresso i cieszyć się nim leżąc sobie wygodnie na balkonie, albo najlepiej przy basenie. I nie robić nic. Dosłownie… Opalać się godzinami, pływać z orką i pić drinki z palemką. Na samą myśl robi się chłodniej.
Zwariuję. 20 minut później ciągle jest gorąco. A ja nadal nie zarobiłam żadnych pieniędzy ani na willę, ani nawet na tego drinka z palemką. Ale od czego jest wyobraźnia.
Ten piękny przestrzenny dom jest mój. Tak, ten prawie w całości oszklony, z minimalistycznym wystrojem. Na sąsiadów nie narzekam. Są z tych, którzy w dniu Twojej przeprowadzki, przynoszą kosz z owocami albo domowe ciasto. Przed wejściem jest basen. Duuuży basen. Z tyłu domu znajduje się taras. Taki drewniany, prosty, bez żadnych zdobień, wgnieceń, spirali czy węży. Czytam na nim książki, i szkicuję.
Boże, jaki tu jest upał…
W garażu stoi moje własne auto. Samochód, który pasuje do tych przejażdżek o zachodzie słońca. Właśnie tych, podczas których kobiety zakładają chusty na głowy i stylowe okulary. Miejsce obok nie pozostaje puste. Przynajmniej nie zawsze.
Ten wentylator prawie wcale nie pomaga. Lód z wodą też nie.
W takim miejscu człowiek się zmienia. Chce być lepszy. Czasem biegam, w domu urządziłam małą siłownię, zaczęłam prowadzić zdrowszy tryb życia. Nie uwierzysz, ale jestem kobietą sukcesu. Taką, która do pracy chodzi w idealnej koszuli, dopasowanej spódnicy i szpilkach… Koniecznie. Na śniadanie piję zdrowe smoothie, nawet to zielone, którego kiedyś nie odważyłabym się spróbować. Od czasu do czasu jadam w restauracjach, tych „z klimatem”. Co nie oznacza, że sama nie gotuję. Aż tak rozrzutna nie jestem.
Na podłodze faktycznie jest trochę chłodniej.
Co jakiś czas wpada ogrodnik Zbyszek, żeby sprawdzić jak się mają palmy, coś tam podlać, przyciąć. Ze sprzątaniem radzę sobie sama. Chociaż raz na tydzień wpada Halinka pomachać miotłą. Poza pracą, mam czas na wszystko. Jest tak cudownie, że nawet upał nie przeszkadza. Tak cudownie, jak to w marzeniach bywa.
Tego jeszcze nie ma. Ale… Wyobraź sobie!
Na termometrze zmian nie widać. Nic nie wskazuje na cudowne ochłodzenie. Zero szans. Co robić? Usiąść w przeciągu, ale jakim, kiedy nie ma wiatru? Iść na basen? Żeby przez chwilę pluskać się w wodzie i miło schnąć, a potem cisnąć się wśród rozpalonych, spoconych ciał? Przemyślę. Chyba jednak narysuję tę moją willę, chociaż na chwilę zapomnę o tym upale. A Ty zacznij od drinka z palemką.