Jeżeli chcesz poznać prawdziwy charakter człowieka, zabierz go na plażę.
I okazuje się, że kogoś na pozór cierpliwego denerwuje nawet krzywo patrząca się mewa. Szum morza zostaje zagłuszony narzekaniami na to, że jest za gorąco lub za zimno. Na to, że muszelki wbijają się w tyłek, wiatr wieje za mocno i na piasek w gaciach.
Fanką wylegiwania się na plaży nie jestem, wolę pospacerować, wejść do wody. Ale kiedy już decyduję się na opalanie ono zawsze wygląda tak samo. Szkicuję, przewracam się z jednego boku na drugi, czytam, potem zajmuję się strzepywaniem piasku z pleców, słucham muzyki, aż wreszcie kończę na kolejnej próbie leżenia bez ruchu.
Mija 15 minut i słyszę „Nie dogonisz mnie!” wykrzyczane dziecięcym głosem. Następuje seria pisków przeplatanych dziwnymi chrumknięciami i odgłosami. I po odpoczynku. Akurat obok mnie grupka dzieci znalazła świetne miejsce do zabawy. „Pamiętaj, zombie nie może wejść do domu!”. Przez chwilę zastanawiam się, czy chodziło o zombie, czy bambi.
Swoim głośnym śmiechem moją uwagę przyciąga dziewczyna siedząca 5 metrów dalej. Na kostce ma zawiązany bandaż elastyczny. I chwilę współczuję dziewczynie, bo ani nie potańczy, ani nie pobiega, tylko jest skazana na skakanie na jednej nodze w celu szybszego poruszania się. W takiej sytuacji większość ludzi byłaby załamana. A ona nic, śmieje się dalej. Opowiada historię, jak to ona „sierotka” poślizgnęła się na molo. Kiedy wstaje znajomi pomagają jej przy tym.
Jest coś romantycznego w zachodzie słońca nad morzem. Obok jakaś para obściskuje się nie zwracając uwagi na cały boży świat. I kiedy już myślę, że są do siebie przyklejeni, chłopak odrywa się na chwilę, żeby wypić łyk piwa. Wyraźnie zniecierpliwiony mówi do swojej partnerki „Moi starzy wracają za dwie godziny, długo masz zamiar tutaj siedzieć?”. Mało interesuje go cały romantyzm, zachód słońca, nawet fakt, że dziewczynie zależy, żeby jednak zostać. Wiadomo, piasek obciera.