To są te słowa, które muszę sobie powtarzać kilkakrotnie każdego dnia. Nie ukrywam, ciężko mi się skupić, mając milion myśli na sekundę. I nie odkryję Ameryki twierdząc, że w wielu sytuacjach skupienie się jest po prostu konieczne. Ale jak bardzo trudno to zrobić, gdy obok piętrzy się np. stos ubrań. Przecież rano nie mam czasu na składanie ich, bo już muszę gdzieś pędzić. Każdy sygnał z messengera zwiastuje w końcu jakąś ciekawą wiadomość. Dlatego mówię sobie „za chwilkę to skończę, tylko odpiszę”. Najtrudniej jest skoncentrować się na czymś, co uważam za nudne albo wręcz niemożliwe do wykonania. Wtedy nawet sprzątanie pokoju staje się niebywale interesującym zajęciem. Obiektywnie patrząc, coś zyskuję – czysty pokój i wolną od robienia porządków sobotę. Ale chyba nie to było priorytetem.
Teraz, póki deadline nie wisi jeszcze nad Tobą, wyrzuć z głowy wszystkie niepotrzebne i rozpraszające Cię myśli. Co zostało? Jeżeli pozbyłeś się konieczności przesłuchania piosenki na YouTube, umycia okien lub innych ultraciekawych zajęć, masz już swój priorytet. So, do it. Schody zaczynają się, kiedy mimo wszystko wracasz myślami do tych mniej ważnych rzeczy. Wówczas polecam Ci, zanim oddasz się całkowicie swojej sprawie, zadbaj o to, by nie było wokół bałaganu ani żadnego artystycznego nieładu, który na pewno by Cię rozpraszał. Wyłącz dźwięk w telefonie – wbrew pozorom to małe urządzenie jest w stanie oderwać Cię praktycznie od wszystkiego nawet przy pomocy jakiejś ładnej, całkowicie nieszkodliwej aplikacji. I masz rację, stoczysz wielką batalię wyciszając go, ale uwierz mi – ta walka się opłaci. Uprzedź domowników/współlokatorów/natrętnych sąsiadów, że teraz czeka Cię ogromna praca i pod żadnym pozorem nic ani nikt nie może Ci przeszkadzać. Przesadzaj i wyolbrzymiaj. Jeśli to kupią – masz zagwarantowany spokój.
A kiedy już będziesz mógł z czystym sumieniem przystąpić do pracy, zrobisz to, co miałeś zrobić. Potem odpoczniesz.