Sztuka też kulinarna

 

Chyba każda mama trzyma w zakamarkach kuchni zeszyt z przepisami. Moja również taki posiada. Czerwony, opasły, ze stronami w kratkę, kupiony jeszcze w czasach, kiedy moje miasto nazywano „Małą Moskwą”. Za każdym razem, kiedy szukała jakiegoś przepisu przekopywała się przez stos wycinków z gazet, kserówek od Krysi z parteru i kartek, które powypadały przez lata. Kilka lat temu widok ten zrodził w mojej głowie pomysł przepisania tych wszystkich receptur. Do kosza poszły wszystkie nieużywane i mające milion kopii. Bo ryba po grecku to ryba po grecku, nie trzeba do tego dania więcej niż jednego przepisu. I tak używa się tego jednego, sprawdzonego. Znalazłam odpowiednio duży zeszyt i zrobiłam spis treści. Podzieliłam go na kilka działów, żeby do piernika nie trzeba było przedzierać się przez dania rybne. Każdą część zaczęłam od jakieś małej akwarelki. W środku umieściłam też kilka rysunków dań. Wszystko zostało posegregowane. No i nie powiem, teraz łatwiej jest cokolwiek znaleźć.

Książki kucharskie stały się dla mnie tylko i wyłącznie inspiracją. Podstawy znam, lubię gotować, więc zaczęłam podchodzić do tego po mojemu. Co wyjdzie, to wyjdzie. Akurat mam to szczęście, że wychodzi. Ważna, a może nawet najważniejsza stała się dla mnie prezentacja dania. Bez względu na to, czy to przegrzebki ze szparagami, czy zwykła jajecznica. Wszystko można podać tak, żeby wyglądało apetycznie. Przeglądając po raz setny to samo czasopismo kulinarne, zachwycałam się zdjęciami jakichś głupich ciastek. Wtedy pomyślałam, że mając lustrzankę, sama mogę robić takie zdjęcia. Potem okazało się, że instagram jest już zapełniony zdjęciami z hasztagami #foodporn #instafood #food i milionem innych. Taka moda, a za modą się podąża.

 

[nggallery id=”1″]

 

Przede wszystkim estetyka. W sztuce jak i na talerzu powinna być zachowana harmonia, przynajmniej na takim, któremu potem zrobisz zdjęcie. No przecież nie nawalisz tego makaronu tyle, żeby wypadał na stół. Tak się przecież nie robi.

Tutaj ci się wysypało. To, że na blacie są rozsypane przyprawy, nie oznacza braku umiejętności kulinarnych. Każde ziarenko, listek, cokolwiek, dostało swoje miejsce. Bo akurat tu pasuje, a na zdjęciu będzie wyglądać ładnie.

Rób dużo szumu wokół. Nie wystarczy coś rozsypać. O tym, dlaczego warto dobierać składniki, talerze i obrus kolorystycznie, nie będę pisać. To widać, coś współgra, a coś nie. Nieważne co będzie na stole, ważne żeby tworzyło całość.

Najgorsze są obiady. Wcale nie dlatego, że trzeba poświęcić na nie najwięcej czasu. W porze obiadowej najtrudniej jest zrobić zdjęcie. Przynajmniej w mojej kuchni. Bo słońce nie takie, bo więcej jest do sprzątania, bo zaraz wystygnie. Ale jakoś trzeba podołać.

 

Czas na zabawę. Przygotowywanie posiłku ma być frajdą. Dla mnie jest to forma „artystycznego wyżycia się”. W końcu gotowanie to sztuka, a „bez sztuki kulinarnej, rzeczywistość byłaby nie do zniesienia”. Chcesz niebieską owsiankę? Proszę bardzo. Jedyne, co może ograniczać, to brak składników w lodówce. Choć na to też można zaradzić.