Ludzie, których spotykamy na plaży

 

Słońce, morze, plaża. Brzmi kusząco. O czymś takim marzyłam miesiącami… do czasu pierwszej godziny spędzonej na plaży.
Upałów nie ma, woda jest lodowata, a piasek jest wszędzie – dosłownie. Ale nie narzekam. Chciałam morze, mam morze. Wraz z jego wszystkimi urokami i wadami. A i tak największą atrakcją na plaży są ludzie. I nie chodzi mi o ich wygląd. Chociaż widok januszów opalających się w zaawansowanej ciąży piwnej jest powszechny.

Jeżeli chcesz poznać prawdziwy charakter człowieka, zabierz go na plażę.

I okazuje się, że kogoś na pozór cierpliwego denerwuje nawet krzywo patrząca się mewa. Szum morza zostaje zagłuszony narzekaniami na to, że jest za gorąco lub za zimno. Na to, że muszelki wbijają się w tyłek, wiatr wieje za mocno i na piasek w gaciach.

Fanką wylegiwania się na plaży nie jestem, wolę pospacerować, wejść do wody. Ale kiedy już decyduję się na opalanie ono zawsze wygląda tak samo. Szkicuję, przewracam się z jednego boku na drugi, czytam, potem zajmuję się strzepywaniem piasku z pleców, słucham muzyki, aż wreszcie kończę na kolejnej próbie leżenia bez ruchu.

Mija 15 minut i słyszę „Nie dogonisz mnie!” wykrzyczane dziecięcym głosem. Następuje seria pisków przeplatanych dziwnymi chrumknięciami i odgłosami. I po odpoczynku. Akurat obok mnie grupka dzieci znalazła świetne miejsce do zabawy. „Pamiętaj, zombie nie może wejść do domu!”. Przez chwilę zastanawiam się, czy chodziło o zombie, czy bambi.

Jakoś nigdy nie słyszę, żeby dzieci narzekały na plaży. Im nie przeszkadza nic ani nikt. Ale zawsze znajdzie się ktoś, komu one będą przeszkadzać. Najczęściej w samotnym piciu piwa. Ten ktoś będzie chciał przerwać zabawę dzieciom. Kiedy jednak w grę wchodzi walka z zombiakami przeszkadzać bezwzględnie nie wolno.

 

Plażowanie bez krzyżówek to nie to samo. Rozumiem, można nie pamiętać o kremie z filtrem, można nie spakować czapki, ale żeby zapomnieć o krzyżówkach?! Nie godzi się. Okazuje się, że przy krzyżówce z człowieka wychodzi całe zło. Odgadywanie haseł staje się jakimś wyścigiem, aż w końcu ten, kto ma długopis kończy krzyżówkę sam, bo reszta zaczyna walkę na słowa przekrzykując się wzajemnie coraz to bardziej wymyślnymi słowami.

 

Swoim głośnym śmiechem moją uwagę przyciąga dziewczyna siedząca 5 metrów dalej. Na kostce ma zawiązany bandaż elastyczny. I chwilę współczuję dziewczynie, bo ani nie potańczy, ani nie pobiega, tylko jest skazana na skakanie na jednej nodze w celu szybszego poruszania się. W takiej sytuacji większość ludzi byłaby załamana. A ona nic, śmieje się dalej. Opowiada historię, jak to ona „sierotka” poślizgnęła się na molo. Kiedy wstaje znajomi pomagają jej przy tym.

Jest coś romantycznego w zachodzie słońca nad morzem. Obok jakaś para obściskuje się nie zwracając uwagi na cały boży świat. I kiedy już myślę, że są do siebie przyklejeni, chłopak odrywa się na chwilę, żeby wypić łyk piwa. Wyraźnie zniecierpliwiony mówi do swojej partnerki „Moi starzy wracają za dwie godziny, długo masz zamiar tutaj siedzieć?”. Mało interesuje go cały romantyzm, zachód słońca, nawet fakt, że dziewczynie zależy, żeby jednak zostać. Wiadomo, piasek obciera.

 

Są też ludzie, którzy nigdy się nie zmieniają. Staruszki obgadujące swoich sąsiadów, narzekające na dzisiejszą młodzież i politykę. Dresiarze, którzy wyjątkowo w dresach nie są. Ale można ich rozpoznać po wyrzucanych bluzgach co chwilę. Albo dziewczyny, które wydawałoby się rozmawiają na całkiem poważne tematy nie spuszczając wzroku z przedniej kamerki telefonu, bo przecież selfie na facebooka trzeba zrobić. To, i jeszcze sto innych.